Jeśli jeden obraz jest wart tysiąc słów, to czy tysiąc słów wystarczy, by opisać jeden obraz?

poniedziałek, 19 grudnia 2016

O PĘKNIĘTYM IKONOGRAFIE


2002r.
To nie ten pełen pasji, nocny, sierpniowy koncert świerszczy nie pozwala mi zasnąć.
O wiele głośniej dźwięczą w duszy przeczytane wieczorem słowa: „Czas i uwaga to najcenniejsze, co możesz dać drugiej osobie”.
Przecież ja TO właśnie robię, pisząc ikony!!! To może już czas przestać szukać? Może zamiast zdawać po raz czwarty na tę konserwację dzieł sztuki, zostanę w szkole ikonograficznej?

2008r.
Jak na mamę, która urodziła 8 miesięcy temu, mam dużo czasu.
Synek śpi spokojnie. Pod lekką kołderką marcowego śniegu na malutkim grobie.
Bagna buntu, ruchome piaski smutku, potem ciche dni z Bogiem.
Ja uparcie milczę, On cierpliwie JEST…choć twierdzę, że w to nie wierzę.
„A może jest ikona, którą mogłabyś napisać nawet w takiej chwili?” – pyta najpierw mąż, dzień później terapeuta. Zmówili się, czy co?
Linia za linią, gorzka łza za łzą. Matka straciła Syna. Śmierć…to nie koniec.
Nawet jeśli już nie napiszę żadnej innej, tę ikonę dokończę.
Na podarunek - na koniec terapii.

„Nie rozpaczaj po Mnie Matko,

Widząc Mnie w grobie...

w łonie Swym bez nasienia poczęłaś Syna.
Wstanę i będę wychwalony i wstąpię do nieba,
jako Bóg, wiarą i miłością Ciebie wywyższając.”

Pieśń IX z Kanonu Wielkiej Soboty

 

  


2013r.
Gruntuję deskę pod ikonę Zstąpienia Chrystusa do otchłani.
W sercu budzi się radość paschalnej nocy. Jak to najpierw cichutkie, rozlegające się o północy w mroku za ikonostasem „Woskresienije Twoje”*. Co po chwili jak słodki dym kadzidła wypełnia całą cerkiew i z gromkim brzmieniem dzwonów płynie dalej w świat.
Gdy kreska za kreską wyłania się rysunek, dzień za dniem pod sercem rośnie drugie Maleństwo.
Odchodzi do wieczności nim kończę ikonę.
Jak na mamę dwójki dzieci, mam baaardzo duuużo czasu.
Tylko uwagę na pracy coraz trudniej skupić.
Wpadam w lepką otchłań rozpaczy.
On i tu zstąpi? Po mnie? Choć mówię, że już w to nie wierzę, że nie czekam?
Linia za linią, gorzka łza za łzą.
Dokończę ikonę. Tak bardzo na nią czekają. Tak mocno wierzą, że dam radę.




*A jeśli nie zdarzyło Ci się być na paschalnym nabożeństwie
w cerkwi, może zechcesz obejrzeć?

W 11 minucie filmu zaczyna się pieśń, o której piszę.






2016r.
Na sztaludze Ukrzyżowanie .
Jak  na ikonach z  pierwszych wieków chrześcijaństwa – Chrystus ma otwarte oczy.
Zamiast spokojnego, głębokiego spojrzenia pełnego miłości, co zwyciężyła śmierć… mi ciągle wychodzi nieco zadziorne zerkanie, co zdaje się mówić: „A JA I TAK to przemienię w dobro!” Chciałabym w to umieć uwierzyć…
Nie, no chyba pora się poddać, ja nigdy nie powtórzę  tego spojrzenia z reprodukcji, w którą się wpatruję od ponad roku. Obiecałam, że zrobię jak najbardziej podobną do pierwowzoru.
A moje serce– choć już i tak do granic możliwości rozciągnięte między rozpaczą rozłąki a nadzieją na spotkanie - ciągle nie umie zmieścić jednocześnie tragedii Krzyża i triumfu Zmartwychwstania. Coraz bardziej pęka od tęsknoty za dziećmi, co odeszły… tęsknoty, by nosić pod sercem dziecko, które z nami zostanie. Za takie zwykłe codzienne mamowanie, oddam choćby najbardziej wyjątkową i potrzebną pracę. Przynajmniej na kilka lat.

Nie dam rady, tym razem już nie… wysyłam wiadomość, że zwrócę pieniądze, pomogę znaleźć osobę, która lepiej odda charakter tej ikony.
To już czas poszukać innej pracy?

Po godzinie sms: „Nie trzeba nikomu przekazywać ani zwracać, tylko pisać. Każda ikona jest oryginałem i musi być coś własnego od piszącego ją. Przyjmę taką, jaka będzie”.

Dzień za dniem… jedyne, co mogę dać: czas i uwagę. Linia za linią, łza ulgi za łzą wdzięczności. Boże, proszę, POMÓŻ mi być jak żagiel - taki słaby kawałek materiału, co może przyjąć podmuch wiatru, który poruszy statek.
POMÓŻ, proszę, bym nie zasłoniła sobą, swoim bólem, zwątpieniem… bym się stała przezroczysta dla piękna Twojej MIŁOŚCI- co stała się ciałem pod sercem Bożej Matki.




Bezkresnej miłości, która narodzinami Chrystusa, unieważniła starotestamentowy zakaz tworzenia wizerunków Boga.
Dzięki temu mogę dojrzewać pisząc ikony. Dzięki temu możesz podarować ikonę bliskiej osobie, wiernym w świątyni, samemu sobie.





Ikona za ikoną dotykam skrawka wieczności, w której są moje dzieci.
Zadziwiona, że Bóg mając nawet tak spękanego ikonografa, niestrudzenie przemienia trudne w dobre i piękne.





Jak nosiwoda z mojej ulubionej opowieści.
Posłuchasz?

DWA NACZYNIA

Pewien nosiwoda w Indiach miał dwa duże naczynia zawieszone po dwóch stronach drąga, na którym je nosił.
Jedno naczynie było w idealnym stanie, drugie było pęknięte. To pierwsze za każdym razem powracało z długiej drogi od strumienia do domu pełne wody, podczas gdy pęknięte przynosiło jej tylko połowę.
Dzień w dzień przez dwa lata nosiwoda przynosił do domu swego pana tylko półtora naczynia wody. Naturalnie pierwsze naczynie było dumne ze swej doskonałości, zaś biedny pęknięty garnek cierpiał ze wstydu, że mógł przynosić tylko połowę tej ilości wody, jaką przynosić powinien.

Po dwóch latach naczynie nie mogło już dłużej znieść swojej klęski i pewnego dnia nad strumieniem odezwało się do nosiwody:
-Jest mi bardzo wstyd i muszę cię przeprosić...
-Za co?-spytał nosiwoda.-Czego się wstydzisz?
-Przez ostatnie dwa lata byłem w stanie przynosić tylko pół porcji wody z powodu pęknięcia w moim boku, którym woda wyciekała przez całą drogę do domu twojego pana. A ty przez moją skazę nie możesz dobrze wykonywać swojej pracy- uskarżało się naczynie.

Żal się zrobiło nosiwodzie starego pękniętego naczynia i rzekł
-Gdy będziemy wracać do domu, zwróć uwagą na piękne kwiaty wzdłuż ścieżki.

Rzeczywiście, gdy wspinali się pod górę, pęknięte naczynie zauważyło piękne polne kwiaty z boku ścieżki skąpane w promieniach słońca i to je trochę pocieszyło.
Lecz pod koniec codziennej trasy znów poczuło się podle, bo połowa wody wyciekła, więc ponownie przeprosiło nosiwodę za swoje niedostatki.
Nosiwoda na to:
-Czy zauważyłeś, że kwiaty rosną tylko po twojej stronie ścieżki, a nie rosną po stronie drugiego naczynia? To dlatego, że zawsze wiedziałem o twojej wadzie i wykorzystałem ją. Posiałem po twojej stronie ścieżki kwiaty i każdego dnia, gdy wracaliśmy od strumienia ,ty je podlewałeś. Przez dwa lata mogłem zrywać te kwiaty i dekorować nimi stół mojego pana. Bez ciebie takiego, jakim jesteś, nie byłoby na nim tak pięknie"

Każdy z nas ma swoje wady, jakieś pęknięcia. Nie bój się ich, lecz poznaj je i wykorzystaj. Bowiem i ty możesz być źródłem piękna...

Autor mi nie znany (a szkoda... bo bardzo chciałabym mu podziękować :)
 



3 komentarze:

  1. Dziękuję za piękną i mądrą opowieść o nosiwodzie... Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się spodobała ta opowieść, tak jest niezwykła i pomaga mi przechodzić przez najtrudniejsze chwile w życiu. Pozdrawiam wiosennie :)

      Usuń
  2. Czytam Pani bloga i płaczę. Pięknie Pani myśli i pisze.Dziękuję

    OdpowiedzUsuń