2002r.
To
nie ten pełen pasji, nocny, sierpniowy koncert świerszczy nie pozwala mi
zasnąć.
O
wiele głośniej dźwięczą w duszy przeczytane wieczorem słowa: „Czas i uwaga to
najcenniejsze, co możesz dać drugiej osobie”.
Przecież
ja TO właśnie robię, pisząc ikony!!! To może już czas przestać szukać? Może
zamiast zdawać po raz czwarty na tę konserwację dzieł sztuki, zostanę w szkole
ikonograficznej?
2008r.
Jak
na mamę, która urodziła 8 miesięcy temu, mam dużo czasu.
Synek
śpi spokojnie. Pod lekką kołderką marcowego śniegu na malutkim grobie.
Bagna
buntu, ruchome piaski smutku, potem ciche dni z Bogiem.
Ja
uparcie milczę, On cierpliwie JEST…choć twierdzę, że w to nie wierzę.
„A
może jest ikona, którą mogłabyś napisać nawet w takiej chwili?” – pyta najpierw
mąż, dzień później terapeuta. Zmówili się, czy co?
Linia
za linią, gorzka łza za łzą. Matka straciła Syna. Śmierć…to nie koniec.
Nawet
jeśli już nie napiszę żadnej innej, tę ikonę dokończę.
Na
podarunek - na koniec terapii.
Widząc Mnie w grobie...
w łonie Swym bez nasienia poczęłaś Syna.
Wstanę i będę wychwalony i wstąpię do nieba,
jako Bóg, wiarą i miłością Ciebie wywyższając.”
Pieśń IX z Kanonu Wielkiej Soboty
Pieśń IX z Kanonu Wielkiej Soboty
2013r.
Gruntuję
deskę pod ikonę Zstąpienia Chrystusa do otchłani.
W
sercu budzi się radość paschalnej nocy. Jak to najpierw cichutkie, rozlegające
się o północy w mroku za ikonostasem „Woskresienije Twoje”*. Co po chwili jak słodki dym kadzidła wypełnia całą cerkiew i z gromkim
brzmieniem dzwonów płynie dalej w świat.
Gdy
kreska za kreską wyłania się rysunek, dzień za dniem pod sercem rośnie drugie Maleństwo.
Odchodzi
do wieczności nim kończę ikonę.
Jak
na mamę dwójki dzieci, mam baaardzo duuużo czasu.
Tylko
uwagę na pracy coraz trudniej skupić.
Wpadam
w lepką otchłań rozpaczy.
On
i tu zstąpi? Po mnie? Choć mówię, że już w to nie wierzę, że nie czekam?
Linia
za linią, gorzka łza za łzą.
Dokończę
ikonę. Tak bardzo na nią czekają. Tak mocno wierzą, że dam radę.
*A jeśli nie zdarzyło Ci się być na paschalnym nabożeństwie
w cerkwi, może zechcesz obejrzeć?
W 11 minucie filmu zaczyna się pieśń, o której piszę.
2016r.
Na
sztaludze Ukrzyżowanie .
Jak
na ikonach z pierwszych wieków chrześcijaństwa – Chrystus
ma otwarte oczy.
Zamiast
spokojnego, głębokiego spojrzenia pełnego miłości, co zwyciężyła śmierć… mi
ciągle wychodzi nieco zadziorne zerkanie, co zdaje się mówić: „A JA I TAK to
przemienię w dobro!” Chciałabym w to umieć uwierzyć…
Nie,
no chyba pora się poddać, ja nigdy nie powtórzę tego spojrzenia z reprodukcji, w którą się
wpatruję od ponad roku. Obiecałam, że zrobię jak najbardziej podobną do
pierwowzoru.
A
moje serce– choć już i tak do granic możliwości rozciągnięte między rozpaczą
rozłąki a nadzieją na spotkanie - ciągle nie umie zmieścić jednocześnie tragedii
Krzyża i triumfu Zmartwychwstania. Coraz bardziej pęka od tęsknoty za dziećmi,
co odeszły… tęsknoty, by nosić pod sercem dziecko, które z nami zostanie. Za takie
zwykłe codzienne mamowanie, oddam choćby najbardziej wyjątkową i potrzebną
pracę. Przynajmniej na kilka lat.
Nie
dam rady, tym razem już nie… wysyłam wiadomość, że zwrócę pieniądze, pomogę
znaleźć osobę, która lepiej odda charakter tej ikony.
To
już czas poszukać innej pracy?
Po
godzinie sms: „Nie trzeba nikomu przekazywać ani zwracać, tylko pisać. Każda
ikona jest oryginałem i musi być coś własnego od piszącego ją. Przyjmę taką,
jaka będzie”.
Dzień
za dniem… jedyne, co mogę dać: czas i uwagę. Linia za linią, łza ulgi za łzą
wdzięczności. Boże, proszę, POMÓŻ mi być jak żagiel - taki słaby kawałek
materiału, co może przyjąć podmuch wiatru, który poruszy statek.
POMÓŻ,
proszę, bym nie zasłoniła sobą, swoim bólem, zwątpieniem… bym się stała
przezroczysta dla piękna Twojej MIŁOŚCI- co stała się ciałem pod sercem Bożej
Matki.
Bezkresnej
miłości, która narodzinami Chrystusa, unieważniła starotestamentowy zakaz
tworzenia wizerunków Boga.
Dzięki
temu mogę dojrzewać pisząc ikony. Dzięki temu możesz podarować ikonę bliskiej
osobie, wiernym w świątyni, samemu sobie.
Ikona
za ikoną dotykam skrawka wieczności, w której są moje dzieci.
Zadziwiona,
że Bóg mając nawet tak spękanego ikonografa, niestrudzenie przemienia trudne w
dobre i piękne.
Jak
nosiwoda z mojej ulubionej opowieści.
Posłuchasz?
Pewien nosiwoda w Indiach miał dwa duże naczynia zawieszone po dwóch stronach drąga, na którym je nosił.
Jedno naczynie było w idealnym stanie, drugie było pęknięte. To pierwsze za każdym razem powracało z długiej drogi od strumienia do domu pełne wody, podczas gdy pęknięte przynosiło jej tylko połowę.
Dzień w dzień przez dwa lata nosiwoda przynosił do domu swego pana tylko półtora naczynia wody. Naturalnie pierwsze naczynie było dumne ze swej doskonałości, zaś biedny pęknięty garnek cierpiał ze wstydu, że mógł przynosić tylko połowę tej ilości wody, jaką przynosić powinien.
Po dwóch latach naczynie nie mogło już dłużej znieść swojej klęski i pewnego dnia nad strumieniem odezwało się do nosiwody:
-Jest mi bardzo wstyd i muszę cię przeprosić...
-Za co?-spytał nosiwoda.-Czego się wstydzisz?
-Przez ostatnie dwa lata byłem w stanie przynosić tylko pół porcji wody z powodu pęknięcia w moim boku, którym woda wyciekała przez całą drogę do domu twojego pana. A ty przez moją skazę nie możesz dobrze wykonywać swojej pracy- uskarżało się naczynie.
Żal się zrobiło nosiwodzie starego pękniętego naczynia i rzekł
-Gdy będziemy wracać do domu, zwróć uwagą na piękne kwiaty wzdłuż ścieżki.
Rzeczywiście, gdy wspinali się pod górę, pęknięte naczynie zauważyło piękne polne kwiaty z boku ścieżki skąpane w promieniach słońca i to je trochę pocieszyło.
Lecz pod koniec codziennej trasy znów poczuło się podle, bo połowa wody wyciekła, więc ponownie przeprosiło nosiwodę za swoje niedostatki.
Nosiwoda na to:
-Czy zauważyłeś, że kwiaty rosną tylko po twojej stronie ścieżki, a nie rosną po stronie drugiego naczynia? To dlatego, że zawsze wiedziałem o twojej wadzie i wykorzystałem ją. Posiałem po twojej stronie ścieżki kwiaty i każdego dnia, gdy wracaliśmy od strumienia ,ty je podlewałeś. Przez dwa lata mogłem zrywać te kwiaty i dekorować nimi stół mojego pana. Bez ciebie takiego, jakim jesteś, nie byłoby na nim tak pięknie"
Każdy z nas ma swoje wady, jakieś pęknięcia. Nie bój się ich, lecz poznaj je i wykorzystaj. Bowiem i ty możesz być źródłem piękna...
Autor mi nie znany (a szkoda... bo bardzo chciałabym mu podziękować :)
Dziękuję za piękną i mądrą opowieść o nosiwodzie... Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że się spodobała ta opowieść, tak jest niezwykła i pomaga mi przechodzić przez najtrudniejsze chwile w życiu. Pozdrawiam wiosennie :)
UsuńCzytam Pani bloga i płaczę. Pięknie Pani myśli i pisze.Dziękuję
OdpowiedzUsuń